Wróciłam do Poznania. A właściwie tylko „wpadłam na moment”, bo niedługo przede mną kolejna podróż.
Czas sprawiedliwie dzielę (co nie znaczy „po równo”) między koniecznymi obowiązkami, a tymi niekoniecznymi, ale za to przyjemnymi, do których zaliczam spotkania towarzyskie.
Właśnie umówiłam się na miłe popołudnie w ogrodzie. Przygotowałam na nie tartę owocową w wersji dietetycznej (to znaczy zwyczajowy krem waniliowy zastąpiłam konfiturą z czarnej porzeczki) bo upał nieziemski. Wyszła nie najgorzej…Kruche ciasto nieco zmodyfikowałam: zmieszałam mąkę tortową z krupczatą ( 1 szklanka krupczatki,1szklanka tortowej) zamiast 2 łyżek smalcu (którego w domu nie miałam) dodałam więcej masła (2/3 kostki) do tego ubite z cukrem 1 całe jajko,jedno żółtko, 2 łyżeczki proszku do pieczenia i 1/2 szklanki cukru. Całość zagniotłam razem i po godzinie „leżakowania” ciasta w lodówce, wylepiłam nim formę tartową wysmarowaną tłuszczem. Piekłam 20 minut w nagrzanym do 180 stopni piekarniku. Kiedy spód był gotowy i nieco przestygł posmarowałam go dość grubo konfiturą z czarnej porzeczki, na której ułożyłam połówki śliwek, paski papai i połówki małych gruszek. Całość zalałam tężejącą galaretką cytrynową (tylko taką miałam „pod ręką”)
Z tak przygotowaną tartą pojechałam do ogrodu przyjaciół.
Mimo dość dowolnego potraktowania przepisu, ciasto wyszło smaczne i dość szybko zniknęło. Pogoda dopisywała, przyroda trwała w bujnym rozkwicie, więc i humory mieliśmy wyśmienite. Ustawione „do słońca” leżaki i szklaneczki z białym (a potem czerwonym) winem ułatwiały leniwą konwersację na temat jak komu minął wakacyjny czas.
Z powodu upału grill w ogóle nie cieszył się zainteresowaniem, za to ogrodowy zraszacz pełnił dodatkowo funkcję prysznicu.
Ponieważ wróciłam z bukietem astrów i pojemnikiem borówki amerykańskiej zainspirowało mnie to „na fioletowo”… A nadprodukcję kruchych babeczek z borówkową pianką zagospodarowałam podczas kolejnej miłej wizyty.
Ach te borówki mógł bym zajadać z twoich dłoni 😀
PolubieniePolubienie