Pojęcie „ogród wiktoriański” nie jest, jak i cały styl wiktoriański, jednorodne. W końcu epoka królowej Wiktorii trwała przeszło pół wieku, więc styl ewoluował od form neogotyckich i neoklasycznych, poprzez eklektyzm z bardzo bogatą ornamentyką aż do form bliskich secesji. Podobnie działo się w sztuce ogrodniczej, gdzie pojawiały się trendy do obsadzania rabat bądź to roślinami egzotycznymi, bądź sezonowymi bylinami. Okresowo pojawiła się moda na tak zwane „stampery” czyli olbrzymie karpy drzew, bluszcze i paprocie.
Jednak najbardziej charakterystycznymi elementami ogrodu wiktoriańskiego są dywanowe trawniki o podwyższonych rabatach obsadzonych bajecznie kolorowymi kwiatami. Skomplikowane wzory i egzotyczne barwy to znak rozpoznawczy takiego ogrodu.
W epoce wiktoriańskiej nastała również moda na kolekcje rzadkich gatunków roślin hodowanych w szklarniach. U schyłku epoki ogród zaczął ewoluować w kierunku naturalistycznego „cottage garden”. Rośliny jednoroczne zastępowano bylinami, pojawiły się „nieformalne łączki”zakwitające wiosną pierwiosnkami. Ozdobne krzewy azalii i rododendronów sadzono w jednorodne grupy.
Wiktorian Walet Garden w Kylemore to największy wiktoriański ogród w Irlandii. Rozległy, sześciohektarowy teren otoczony wysokim murem kryje w sobie stworzone przez Mitchella Henry’ego ogrody zamkowe.
Ogrody są oddalone od zamku. W normalnych warunkach pewnie miło jest spacerować do nich zadrzewioną ścieżką, ale mnie czas goni, a i niebo co chwilę cieknie zimnym deszczem, więc korzystam z kursującego do nich autobusu.
Kiedy przekraczam niewielką furtkę widok, po raz kolejny tego dnia, zatyka dech. Nic mnie nie przygotowało na tak wielkie wrażenie estetyczne.
Dwa szmaragdowe, leżące równolegle trawniki, z których jeden łagodnie schodzi w dół, a drugi wznosi się do góry, ozdobione są misternie przyciętymi gazonami z różnobarwnym kwieciem.Między nimi rosną starannie wkomponowane drzewa i krzewy. Spaceruję ścieżkami podziwiając bogactwo gatunków roślin.Kusi mnie kolejna furtka, za którą mają się znajdować dębowy lasek, jeziorko, tereny piknikowe ale rzut oka na zegarek, każe mi zrezygnować z tej atrakcji. Czas przeznaczony na zwiedzanie ogrodów pozwoli mi tylko na zobaczenie ich najbardziej spektakularnej części.
Przechodzę więc wyżej, gdzie na wydzielonych grządkach rosną zioła a pod murem drzewa owocowe – orzechowce, brzoskwiniowce, migdałowce, wszystkie starannie podpisane. Dochodzę do miejsca ,w którym za czasów Henry’ego mieściły się potężne szklarnie w których hodował egzotyczne owoce i warzywa. Teraz zostały z nich tylko starannie opisane podmurówki.
Pobieżnie oglądam domki pracownika ogrodu (mały i skromny) oraz większy i okazalszy , biało-turkusowy, głównego ogrodnika. I muszę już opuszczać wiktoriańskie ogrody, choć chętnie zostałabym tu znacznie dłużej.
Niestety to niemożliwe, więc tylko jeszcze ostatnie zdjęcie i muszę się żegnać z wiktoriańskimi ogrodami Kylemore.