Opuszczam Małopolskę i w ramach szlaku Orlich Gniazd udaję się na Śląsk, do Ogrodzieńca, a właściwie do miejscowości Podzamcze. Tam bowiem znajduje się najokazalszy zamek w całej Jurze Krakowsko- Częstochowskiej. Choć zachował się w postaci trwałej ruiny, mury robią kolosalne wrażenie. Ich kubatura to 32 tysiące metrów sześciennych.
Zamek powstał w XIV wieku ( na ruinach wcześniejszego, zburzonego podczas najazdu Tatarów) staraniem rodu Sulimczyków. Wzniesiono gotycką warownię doskonale wykorzystując ukształtowanie terenu. Zamek osadzony jest na górze, osłonięty z trzech stron wysokimi skałami, otoczony kamiennym murem. Po Sulimach właścicielami zamku byli kolejno: Salomonowie, Rzeszowscy, Pileccy i Chełmińscy.
W 1523 warownię zakupił żupnik krakowski Jan Boner. Po nim odziedziczył go jego bratanek, Seweryn Boner, który przebudował znaczną część zamku nadając mu cechy rezydencji magnackiej. W takiej formie Ogrodzieniec przejął Jan Firlej, który, jako mąż Zofii Bonerówny, nabył prawa do tej wspaniałej posiadłości .
W 1587 roku zamek został zdobyty przez pretendenta do tronu polskiego, arcyksięcia Maksymiliana ( konkurenta Zygmunta Wazy). Do dewastacji Ogrodzieńca w 1655 roku „przyczyniły się” wojska szwedzkie, które stacjonowały tu przez dwa lata, łupiąc go, rujnując i w końcu podpalając.
W 1669 właścicielem Ogrodzieńca został kasztelan krakowski Stanisław Warszycki herbu Abdank, który zapisał się złą sławą wśród poddanych. Uważano go (nie bez powodu) za okrutnika i „diabła wcielonego”. Miał znęcać się nie tylko nad poddanymi, ale i nad własnymi małżonkami, z których jedną kazał publicznie chłostać. Prowadzono przeciwko niemu wiele spraw karnych, między innymi o zabójstwo szlachcianki Magdaleny Konopańskiej. Według legendy, kasztelan krakowski ma straszyć w zamkowych ruinach pod postacią czarnego psa.
Jednak, mimo okrutnego charakteru, Warszycki był szczerym patriotą, bronił Częstochowy i dostarczył na Jasną Górę dwanaście dział i stado bydła. Był także bardzo dobrym gospodarzem, o swoje włości dbał wzorowo, ufortyfikował rodowy Danków, odbudował częściowo zamek w Ogrodzieńcu. W swoich posiadłościach zakładał stawy, kanały, rozwijał rzemiosło, popierał handel. Podobno zbawienny wpływ miała na niego kolejna żona, Helena, córka Konstantego Wiśniowieckiego. Epitafia obojga małżonków znajdują się na Jasnej Górze. Helena jest jedyną kobietą pochowaną na ścianie bazylikowej klasztoru.
Kolejną klęskę mury warowni poniosły za czasów Męcińskich w 1702, podczas pożaru wznieconego przez wojska Karola XII. Ogień strawił wówczas ponad połowę substancji zamkowej. Kolejni właściciele nie tylko nie byli w stanie odbudować warowni, ale dodatkowo wysprzedawali zeń kamień na budulec. Ostatnim prywatnym właścicielem Ogrodzieńca była, pochodząca z pobliskiego zaścianka, rodzina Wołczyńskich. Po wojnie obiekt znacjonalizowano i po pracach konserwatorskich, jako trwałą ruinę, udostępniono do zwiedzania.
Nawet w tej formie zamek robi kolosalne wrażenie. Zwiedzanie zaczynam od części rezydencjalnej. Przez okazałą bramę przechodzę na większy podwórzec do pomieszczenia z zadaszoną studnią.
Za chwilę wspinam się po schodach na coraz to wyższe kondygnacje
aby finalnie napawać się pięknym widokiem z zamkowej baszty kredencerskiej na skałki „Trzy Siostry”,
przytuloną doń „męczarnię Warszyckiego” i górę Birów ze zrekonstruowanym wczesnośredniowiecznym grodziskiem.
Poszczególne komnaty spotykane po drodze noszą umowne miana „biblioteki”, „sali kredencerskiej”, „skarbczyku”. Wewnątrz salki urządzono skromną ekspozycję elementów z dawnego wystroju zamkowego, między innymi są tam herbowe lilie Bonerów z portalu bramy głównej.
Ogrodzieniec to wspaniałe miejsce, często wykorzystywane jako plener filmowy („Zemsta”, „Janosik”, „Rycerz”). Jednak cudowne wrażenie jakie wywiera, mocno osłabione jest przez festiwal kiczu na wzgórzu zamkowym. Czegoż tam nie ma… Stragany z plastkowymi hełmami i mieczami made in China. Liczne (aczkolwiek wszystkie obskurne) lokaliki gastronomiczne, nie odstraszające jednak zgłodniałych amatorów frytek na papierowych tackach. Mniej lub bardziej (ale raczej mniej) atrakcyjne place zabaw dla dzieci, jarmarczne rozrywki, skansen miniatur… Że wyliczę tylko niektóre propozycje alternatywne turystów. Rozumiem, że w takim miejscu działalność komercyjna jest nieodzowna, dobrze by jednak było, gdyby nie rozwijała się „samopas” według gustów i bezgustów.
Kiedy już uda się ominąć ten cały chłam i stanąć na ryneczku Podzamcza, warto zwrócić uwagę na niewielką kapliczkę ukrytą w głębi uliczki, wybudowaną z wykorzystaniem elementów uratowanych z zamku.
To się nazwiedzałaś
PolubieniePolubienie
To dopiero półmetek mojego zwiedzania Orlich gniazd.A i tak we wszystkich nie udało mi się być 😦
PolubieniePolubione przez 1 osoba
zapewne z czasem nadrobisz
PolubieniePolubienie
Częściowo już nadrobiłam 🙂 Do kilku nie wybieram się,zostało z nich niewiele. Ale chciałabym jeszcze zobaczyć zamek w Bobolicach, ze względu najego kontrowersyjną odbudowę i w Tenczynie. Może kiedyś się uda 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Pewnie się uda zobaczyć 😀 czego ci zycze
PolubieniePolubienie
Jak nie te, to zobaczę jakieś inne, pewnie równie interesujące 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
pewnie tak
PolubieniePolubienie
Moim marzeniem jest Langwedocja i zamki katarów. Może kiedyś uda mi się je zobaczyć 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
A czemu by na pewno ci się uda
PolubieniePolubienie
Mam taką nadzieję 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
🙂
PolubieniePolubienie