Ponieważ przed końcem sezonu wypada zaliczyć jakieś wydarzenie kulturalne, niedzielny wieczór spędziłam w poznańskim Teatrze Wielkim. W ramach „zakładowej integracji”wybrałyśmy się z Kaśką na spektakl baletowy „Anna Karenina”. Widowisko swoją premierę miało stosunkowo niedawno (13 maja 2017) więc nic dziwnego, że teatr, przypominający od środka przerośniętą bombonierkę, wypełniony był do ostatniego miejsca. Przełożyło to się również na miejsca parkingowe, zwłaszcza, że w pobliskiej auli odbywały się absolutoria. Zostawienie samochodu „gdzieś w pobliżu” graniczyło z cudem.
Przed spektaklem było trochę czasu na poczynienie socjologicznych obserwacji. Wśród widowni sporo młodzieży, co akurat cieszy. Kreacje pań najróżnorodniejsze . Od niemalże sylwestrowych (nie przesadzam, widziałam kobietę w dekolcie dookoła i długiej do ziemi, mieniącej się tafcie), po całkiem nieformalne. Mimo upalnego wieczoru przeważała czerń. W męskiej garderobie bez szału, chociaż, paradoksalnie „jaśniej” niż w damskiej. Królowały konwencjonalne jasne marynarki, białe koszule i ciemne spodnie.
Przy okazji zajmowania miejsc zauważyłam, że nadal ostatni przychodzą ci, którzy mają najodleglejsze miejsca w rzędzie. Widocznie samo bywanie w teatrze, kultury nie generuje. Aby nieco uspokoić wzburzenie wywołane ciągłym wstawaniem i przepuszczaniem kolejnych osób swoją uwagę skupiam na cudownym teatralnym żyrandolu…
Wreszcie komunikat o konieczności wyłączenia telefonów, zakazie fotografowania i kurtyna się podnosi…
Za pulpitem dyrygenckim Katarzyna Tomala. Uwertura nie porywa, muzyka jest monotonna. Ciekawiej wypada scenografia projektu Dorina Gala. Początkowo jest czarno- biała, potem nabierająca kolorów. Jednak nieco przesadzono z ciągłym wnoszeniem i wynoszeniem mebli, mających zaznaczać zmianę miejsca akcji. Tę funkcję w zupełności wypełniały projekcje multimedialne ( autorstwa Live Vanderschave) w tle i nie było potrzeby ich uzupełniania rekwizytami.
W libretcie baletu (autorstwa Borysa Lwowa Anochina) skupiono się na scenach rozgrywających się pomiędzy trójką bohaterów Anny, (Daria Sukhorukova), Karenina (Andrzej Płatek) i Aleksieja Wrońskiego (Mateusz Sierant). Wątek Kitty Szerbackiej i Konstantego Lewina potraktowano marginalnie, aczkolwiek aby zaznaczyć różnicę między bohaterkami, „Kitty” tańczy w wyrazistej, amarantowej sukience.
Jak to w balecie, emocje wyrażone są ruchem. Jednak w pierwszej części nie czuje się tej olbrzymiej namiętności, która rozgrywa się między Anną a Aleksiejem. I choć jestem wielką miłośniczką baletu klasycznego, to jednak w tym wypadku, taniec bohaterów nie porwał mnie bez reszty. Czegoś mi w nim zabrakło… Może piękne, klasyczne układy nie konweniowały z muzyką dość mroczną i niepokojącą?
Podczas antraktu mamy czas na podziwianie wnętrz i urokliwego tarasu teatralnego oraz na dalsze śledzenie trendów mody.
Druga część spektaklu przemówiła do mnie bardziej. Muzyka „ożywiła się” zwłaszcza w scenach z wyścigów i teatru, a taniec Anny przeżywającej, zazdrość, odtrącenie i rozpacz, był bardziej autentyczny, niż piruety Anny szczęśliwej. Duże wrażenie zrobiły na mnie układy taneczne w wykonaniu zespołu tancerzy. Żywiołowa scena wyścigów konnych podobała mi się najbardziej.
Widowisko z choreografią Tomasza Kiejdańskiego, mimo pewnej „niesymetryczności” obu części podobało mi się. Może nie wyszłam z teatru oczarowana, ale na pewno zadowolona.
Teatr teatrem ale ty wygladasz Bosko…
PolubieniePolubienie
Wielkie dzięki :D. Jak zwykle jesteś szarmamcki 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
🙂 :*
PolubieniePolubienie