Wizyta (służbowa jak zazwyczaj) w Złotowie była niestety krótka. Nie udało nam się zobaczyć wszystkiego co byśmy chciały. No ale trudno, tak bywa. Zawsze można mieć nadzieję, że będzie kolejna, podczas której”uzupełni się braki”. A jest co uzupełniać, bo mimo, że Złotów był sukcesywnie rujnowany i palony przez Krzyżaków, Szwedów, wyniszczany przemarszami wojsk podczas wojen północnej, sukcesyjnej i siedmioletniej oraz walkami o Wał Pomorski, zachowało się w nim sporo interesujących obiektów.
Musiałyśmy wybrać jeden. Skupiłyśmy się więc na kościele pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP, świątyni powstałej z fundacji wojewody poznańskiego Andrzeja Grudzińskiego. Wprawdzie Grudziński był jednym z tych, którzy pod Ujściem poddali Wielkopolskę Szwedom, ale wkrótce odwrócił się od najezdzców i wiernie służył Rzeczpospolitej i Janowi Kazimierzowi. Za tę zdradę Szwedzi spalili mu zamki w Złotowie i Drahiniu.
Po zakończeniu działań wojennych Grudziński ufundował wiele kościołów, w tym złotowską farę. Powstała w latach 1661-1664 na miejscu spalonego przez Szwedów, drewnianego kościoła. Zwyczaj fundowania kościołów był dość powszechny wśród możnowładców okresu baroku. Służył dwojakim celom, z których nie wiem czy ten „ziemski”, podnoszący prestiż rodu, nie był ważniejszym…Zadanie to powierzono dobremu architektowi. Wśród potencjalnych budowniczych wymienia się same „gorące”nazwiska: Krzysztofa Bonadurę starszego, Jerzego Catenazziego lub gdańskiego Petera Willera. Któryś z nich wzniósł tę jednonawową świątynię na planie krzyża łacińskiego, którego ramiona tworzą dwie przylegające kaplice. Kościół nie ma wieży, posiada za to wolno stojącą dzwonnicę.
Mamy szczęście, kościół jest otwarty, zdaje się, że z powodu sprzątania. Skwapliwie z tego korzystamy. Podążając za panią pobrzękującą wiadrami, wchodzimy do środka.
We wnętrzu zwraca uwagę zabytkowe wyposażenie. Piękny ołtarz główny jest przykładem snycerstwa wysokiej klasy. W jego centrum umieszczono obraz antwerpskiego malarza Paulusa Hacka, przedstawiający koronację NMP. Wzrok przyciąga grupa ukrzyżowania umieszczona na belce tęczowej.
Zachwyca ambona, chrzcielnica, feretrony, z których ten, ze św. Anną, wystawiony jest w kaplicy.
Sklepienie i sufit pokrywa artystyczna polichromia z lat 60-tych XX wieku autorstwa Anny i Leonarda Torwirtów.
W krypcie pod kaplicą MB Różańcowej znajdują się zmumifikowane zwłoki Zygmunta i Elżbiety z Opalińskich Grudzińskich, rodziców fundatora. Tu również spoczywa metalowa trumienka (podczas prac konserwatorskich okazało się, że jest pusta) trzyletniego Zygmunta, synka Andrzeja Grudzińskiego. Trumienkę zdobi unikatowy portret trumienny dziecka. Sam Andrzej Grudziński pochowany jest w kościele św. Wita w Rogoznie.
W ogrodzenie świątyni wmurowana jest niezwykła płyta z odciskiem stopy. To podobno stópka Marianny Grudzińskiej, żony fundatora świątyni. Przymierzam do odcisku swój sandałek i zostaje jeszcze sporo wolnego miejsca. Wyliczam, że pani Marianna musiała nosić rozmiar co najmniej 37.
Z kościoła ruszamy na promenadę nad jeziorem. Zatrzymuje nas posąg jelenia. To sympatyczne zwierzę jest herbem miasta. Jego figurka ustawiona jest nad słonecznym zegarem. Nawet kwietna rabatka nie powstrzymuje nas przed zrobieniem sobie pamiątkowego zdjęcia z jeleniem. Do tej pory fotografowałyśmy się z osłami…
I jak cię nie kochać za takie szaleństwa 😀
PolubieniePolubienie
😀 na upartego. pewnie by się dało… Ale lepiej nie próbować 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Skoro tak mówisz 🙂
PolubieniePolubienie
A Ty masz odmienne zdanie w tej kwestii?
PolubieniePolubienie
Szaleństwem można ewentualnie nazwać przejazd drogą 145 z miejscowości Chojno Wieś do Biezdrowa,ale zdjecie z jeleniem to normalny dzień pracy…
PolubieniePolubienie
Co prawda to prawda 🙂 Ty najlepiej wiesz jak najbardziej lubimy poszaleć 😉
PolubieniePolubienie