Zapomniany cmentarz na Samotnej w Poznaniu

Długo zastanawiałam się, jaki tekst umieścić, w przypadającym dziś  Święcie Zmarłych… W końcu mój wybór padł, na napisany jakiś czas temu, materiał o cmentarzu na Świerczewie. Odwiedziłam go wczesną wiosną, dlatego zdjęcia nie są adekwatne do obecnej pory roku. Jednak, reszta (niestety) ciągle jest aktualna…

Poznań jest miastem zadbanym, jednak ma także swoje niechlubne zakątki. Do takich niewątpliwie należy zamknięty już, i niestety bardzo zaniedbany,  cmentarz rzymsko-katolicki na ulicy nomen-omen Samotnej.  Miejsce jest opuszczone, a stan większości mogił po prostu opłakany…. Jego historia liczy sobie niespełna sto lat, bo został założony w 1924 roku, jako cmentarz wildeckiej parafii Zmartwychwstania Pańskiego. W rok później, nekropolia powiększyła się o kwatery pochówków dębieckiej parafii Świętej Trójcy.

W latach okupacji cmentarz był czynny a w latach 1941=42,  Niemcy, rękoma żydowskich więźniów, przenieśli tam  ekshumowane szczątki z likwidowanych w śródmieściu cmentarzy: farnego i świętomarcińskiego.

Po wojnie, zaprzestano pochówków na Samotnej, a w 1954 teren stał się własnością państwową.  Nieogrodzony, niepilnowany, i nie posiadający gospodarza cmentarz, z roku na rok ulegał coraz większej dewastacji. Ten stan trwa niestety do dzisiaj mimo, iż w latach 90tych XX wieku, nekropolia powróciła na własność parafii księży Zmartwychwstańców, którzy obecnie są  gospodarzami cmentarza. Do 2011 roku, cmentarzem, jak mogła, opiekowała się leciwa pani Jadwiga Sadowska. Kiedy zmarła nikt już nie podjął jej dzieła…

Z daleka nekropolia przypomina wzgórze porośnięte rzadkim, zdziczałym lasem, więc jej lokalizacja zajęła nam chwilkę, choć dobrze wiedziałyśmy gdzie szukać. Zaniedbana zieleń,  rachityczne samosiejki, zarośnięte dróżki… Dopiero po przekroczeniu mostku na „Górczynce”, można dostrzec pierwotny układ dawnych alei i dostrzec pojedyncze groby.

Przez piętnaście lat  jego funkcjonowania, na cmentarzu pochowano ok. dziewięciu tysięcy osób zmarłych w dwudziestoleciu międzywojennym i latach wojny. Spoczywają tu ofiary bombardowań września 1939 roku i chyba również  szczątki zmarłych w pierwszych poznańskich obozach koncentracyjnych.

Równy szpaler  wysokich włoskich topoli wyznacza granicę cmentarza, od której można częściowo odczytać układ głównych alei. Na tej centralnej stoi cokół, niegdyś stanowiący podstawę krzyża. Teraz, pokryty graficiarskimi napisami, sprawia surrealistyczne wrażenie. Kiedyś na cmentarzu znajdowała się także kaplica, jednak została  rozebrana w latach 90tych XX wieku. Podobno dlatego, że stała się miejscem, w którym sataniści odprawiali swoje „czarne msze”. Cóż… Nawet jeśli tak było, to rozebranie kaplicy nie wydaje mi się  najwłaściwszym rozwiązaniem problemu.

Obecnie zachowanych jest jedynie ponad 600 mogił. Po wielu nie pozostał żaden ślad,  istnienie niektórych, obecnie sygnalizują  jedynie niewielkie nierówności terenu.  Te okazalsze, kamienne  nagrobki są okaleczone lub rozpadają się. Podobno jedną z  miar kultury narodu, jest jego stosunek do pamiątek przeszłości… Zdekapitowane anioły, przewrócone krzyże, rozbite wazy, są świadectwem, że w tym temacie, w naszej chrześcijańskiej kulturze, nie za dobrze się dzieje. Na kilku nagrobkach odczytuje wpółzatarte napisy „Umarł za Polskę”. Jednak stan tych mogił nie świadczy o tym, że Polska o tej złożonej z życia ofierze, jeszcze pamięta…

Zadumana spaceruję alejkami. Odnajduję dobrze zachowany grób Bolesława Gryf Marcinkowskiego, nauczyciela, skrzypka, dyrygenta chórów, dyrektora konserwatorium w Poznaniu i w Berlinie, autora pieśni „Czuj Duch”. Przystaję przed całą kwaterą grobów dziecięcych. Smutne, małe mogiłki coraz bardziej zapadają się w ziemię, jakby tam chciały ukryć się przed dewastacją.

Najcenniejsze okazy sztuki sepulkralnej z cmentarza na Samotnej przeniesiono do poznańskiego lapidarium przy kościele św. Wojciecha. Miedzy innymi trafił tam posąg nagrobny młodziutkiej Eugenii Hryniewiczówny, który rodzice dziewczyny zamówili we Włoszech w 1919 roku. Wykonana w karraryjskim marmurze rzeźba przedstawia dziewczynę opartą o krzyż. Podejrzewa się, iż to podobizna Geni, wykonana przez nieznanego, utalentowanego artystę na podstawie jej zdjęcia.

Teren cmentarza jest ogromny i nie udaje mi się dotrzeć do wszystkich nagrobków. Moją uwagę przyciągają wkopane w ziemię kamienie. To oznaczenia, po kiedyś tu istniejących, a przeniesionych na inne cmentarze, grobach.

Wracając do samochodu na chwilę zatrzymuję się przy okazałym nagrobku rodziny Kusztelanów. Józef Kusztelan urodził się w Strzeszkach (pisałam kiedyś o tamtejszym dworze) w rodzinie dzierżawców majątku. Po maturze, w Rostoku i Berlinie studiował nauki matematyczne, przyrodnicze, filozofię i filologię klasyczną. Takie połączenie dyscyplin wskazuje na to, że był człowiekiem szerokich zainteresowań. Po obronie doktoratu zarobkował jako nauczyciel, jednak z powodu odmowy wykładów w języku niemieckim, został usunięty ze szkolnictwa. Przeniósł się wraz  z żoną i dziećmi do Poznania, gdzie zajął się ruchem spółdzielczym, w którym upatrywał antidotum na pruską politykę antypolską. W 1885 roku został prezesem Związku Spółek Zarobkowych i zainicjował utworzenie Banku Związku. Zajmował się również kształceniem kadr spółdzielczych. Działał w PTPN, gdzie wygłaszał wykłady z dziedziny matematyki i fizyki. Prywatnie był żonaty z Teodorą z Michalskich i był ojcem  ośmiorga dzieci. W rodzinnym grobie wraz z ojcem spoczywają jego synowie Lech, Czech i Rus, córka oraz żona Józefa Kusztelana.

Podobno, na cmentarz przy Samotnej, Niemcy przenieśli ekshumowane ze świętomarcińskiej nekropolii przy Towarowej, szczątki Hipolita Cegielskiego, ale to niesprawdzona informacja. Jak na razie, grób ojca polskiego przemysłu nie jest znany.  Ma on jednak swoje symboliczne upamiętnienie w postaci obelisku ustawionego na „poznańskiej skałce” czyli Cmentarzu Zasłużonych na Wzgórzu Wojciecha.

Wiadomo również, że w czasie wojny, podczas likwidacji cmentarza świętomarcińskiego, na Samotną przeniesiono grób rodziny  Denizotów. Przypomnę, iż Augustyn Denizot, to słynny francuski ogrodnik, którego do Polski sprowadził hrabia Albin Węsierski, aby  przy nowo wzniesionym pałacu w Zakrzewie założył park i zaprowadził sady. Zlecone zadanie Augustyn Denizot wykonał tak dobrze, że wkrótce posypały się kolejne zlecenia. Zakładał (m.in) parki dla Chłapowskich w Turwi i Kopaszewie ( pisałam o tamtejszych założeniach pałacowych), dla Żychlińskich herbu Szeliga w Uzarzewie, a także modernizację ogrodów kórnickich zleconą przez ostatniego ordynata kórnickiego majątku Władysława Zamoyskiego.

Mimo, iż szukałam,  nie udało mi się odnaleźć grobu rodziny Denizotów, w którym oprócz Augustyna, ma spoczywać jego żona, Antonina z Nowackich. Być może także pochowano tam szczątki ich  zmarłego w 1937 roku syna Alfreda. Alfred Denizot był fizykiem, profesorem Uniwersytetu Lwowskiego. Specjalizował się w  fizyce ogólnej i analitycznej a także w geometrii wykreślnej. Od 1919 roku objął katedrę fizyki doświadczalnej na Uniwersytecie Poznańskim.

Cmentarz sprawia wrażenie opuszczonego, choć na niektórych grobach ustawiono nowe krzyże, przy kilku mogiłach stoją wypalone znicze, a wiatr roznosi po terenie wiązanki sztucznych kwiatów. Znak, że jednak ktoś pamięta o spoczywających tu ludziach. Podobno, czasem, w ramach jakiś „akcji” teren jest porządkowany, m.in. przez kibiców Lecha. Prawdę powiedziawszy, efektów tych porządków, ani starań o cmentarz  gospodarzy obiektu, księży Zmartwychwstańców, nie widać.

4 uwagi do wpisu “Zapomniany cmentarz na Samotnej w Poznaniu

    • Ta rzeczywistość rzeczywiście jest przygnębiająca 🙂 Potrafimy pięknie, wzruszająco mówić o zmarłych, o tych, co oddali życie, zapewniać, że nie zapomnimy ich ofiary. Ale to tylko słowa… Z czynami już jest znacznie gorzej , o czym świadczy cmentarz na Samotnej. Pozdrawiam serdecznie

      Polubienie

Dodaj odpowiedź do gosiamac Anuluj pisanie odpowiedzi