W ostatnim poście opisałam biezdrowską świątynię pod wezwaniem św. Krzyża. Czytelnicy tego tekstu już wiedzą, że do Biezdrowa to ja szczęścia nie mam… Mimo chęci i starań w tej miejscowości nie udaje mi się wiele zobaczyć. Niestety w przypadku tutejszego pałacu również nie mogę poszczycić się większymi osiągnięciami. Czytaj dalej
Osobiste
Dawna ulica Wilhelmowska i plac Wilhelma w Poznaniu
Przymusowa, a więc frustrująca, stagnacja zawodowa i ograniczone wyjazdy wymuszają na mnie nową organizację czasu. Od kogoś bardzo mi bliskiego otrzymałam kiedyś radę: „Powinnaś robić wyłącznie to, co absolutnie musisz, resztę czasu przeznaczając na to, co sprawia ci przyjemność”. Aby ją zastosować, należało zacząć od rozgraniczanie tego co muszę, od tego, co tylko wydaje mi się, że (z różnych powodów) powinnam. Dopiero po tym mogłam przestawić się na tryb „slow”… Czytaj dalej
Filmowy listopad
Ze wszystkich dwunastu miesięcy, listopad lubię najmniej… Dni krótkie, pogoda kiepska, do lata daleko, świat w monochromatycznych barwach… Może właśnie dlatego, aby oderwać się nieco od wszechobecnej szarości, w listopadzie najczęściej odwiedzam kino. W tym roku, właśnie w listopadzie, na ekrany weszło parę nowych filmów, które chciałam obejrzeć. Byłam na „Spencer”, „Bo we mnie jest seks” i „Dom Gucci”. Wszystkie trzy obrazy traktują o znanych osobach, ale żaden z nich, nie jest dziełem stricte biograficznym. Opowiem o swoich wrażeniach z seansów, w kolejności oglądania filmów. Czytaj dalej
Jesień
Jesieni nie lubię. Krótkie dni, mało światła, niskie temperatury nie wpływają na mnie pozytywnie, dlatego staram się wykorzystać każdy słoneczny dzień. Na szczęście, samo miasto Poznań jak i jego najbliższe okolice, obfitują w atrakcyjne miejsca do spacerowania. Korzystając z przepięknej, jak na listopad, pogody wybrałam się do Czerwonaka, aby „wspiąć” się na Dziewiczą górę. Liczyłam na to, że znajdująca się na niej wieża obserwacyjna będzie czynna i nacieszę oczy panoramą i, zapewne już ostatnimi, kolorami jesieni. Czytaj dalej
„Wesele” Smarzowskiego czyli ciężki orzech do zgryzienia
Od pewnego czasu różne obowiązki trzymały mnie „na krótkim łańcuchu” w domu. Ostatnio byłam już tak nimi zmęczona, że postanowiłam sobie zrobić krótkie wagary. Plan był prosty: ulubione lody orzechowe i kino. Tymczasem serwująca ten przysmak „lodziarnia” w Cinema City okazała się zamkniętą i zamiast orzechów w lodach, dostałam ciężki orzech do zgryzienia w postaci „Wesela” Wojciecha Smarzowskiego. Wybór tego obrazu okazał się niezbyt trafioną decyzją. Już w połowie filmu zaczęłam żałować, że nie poszłam na nowego „Bonda”, no ale stało się… Czytaj dalej
Najazd na Gdynię…
Mój ostatni wrześniowy weekend, za sprawą dość nieoczekiwanego wyjazdu do Gdyni, obfitował we wzruszenia i radości. Te pozytywne emocje wywołało niecodzienne zaproszenie, które do zaprzyjaźnionej grupy, wystosowała nasza licealna koleżanka, pieszczotliwie zwana „Lucią”.
Świąteczne życzenia
Przed nami kolejne święta, które wbrew tradycji, w większości spędzimy w bardzo „nieświątecznej” atmosferze. Wielu z nas na zawsze pożegnało kogoś bliskiego, wielu walczy z chorobą. Wszystkim towarzyszy lęk o zdrowie najbliższych, pracę, środki do życia… Mające nikłe szanse na spełnienie, zwyczajowe życzenia „Wesołych Świąt”, wydają się w tej sytuacji nie na miejscu. Dlatego też ograniczę się do życzeń, aby ta Wielkanoc upłynęła wszystkim zdrowo i spokojnie. Życzę też siły, wytrwałości i wiary, że jeszcze będzie „normalnie”. I jeszcze, żeby budząca się do życia przyroda i wiosenne słońce natchnęły Was optymizmem i nadzieją. Nie mamy większego wpływu na sytuację, możemy jedynie zmienić nasze do niej nastawienie.
„Latawce”
Z reguły ostatnio swój wieczorny czas dzielę (niekoniecznie sprawiedliwie) między netflixa a lekturę. „Latawce” Romaina Garego, to najlepsza powieść jaką ostatnio udało mi się przeczytać. Z jej fragmentami zetknęłam się dawno temu, drukował je bodajże „Przekrój”. Te urywki zapadły mi w pamięć, jednak na całość przyszło mi długo czekać, bo przez lata „Latawce” nie zostały przetłumaczone na język polski… Czytaj dalej
Święta.
Im jestem starsza, tym spokojniej podchodzę do świątecznych przygotowań, choć ciągle jeszcze upieram się, że wigilijne potrawy powinny być przygotowane własnoręcznie. Porcjowanie łososia (bo karpia nie lubię), lepieniu uszek, pierogów, krojeniu sałatek to zajęcia mechaniczne, przez co sprzyjające wspomnieniom i refleksjom…
Pomyślałam sobie, że tegoroczne Święta, ze względu na sytuację, dla wielu będą przebiegać nietypowo. Odstępstwa od bożonarodzeniowej tradycji szczególnie trudno zaakceptować, gdyż w naszej kulturze przyjęte jest aby spędzać je w szerokim gronie najbliższych. Dzieci nie odwiedzą rodziców, dziadkowie nie uściskają wnuków. Przykre, jednak sądzę że łatwiej jest znieść tę chwilową przykrość, niż tragedię choroby i poczucie winy, że może się do niej przyczyniliśmy. W trosce o zdrowie i bezpieczeństwo najbliższych większość moich znajomych odwołuje rodzinne spotkania. Myślę, że rezygnacja z przyjemności przytulenia się, przełamania się opłatkiem, pobycia razem, jest umiejętnością wzniesienia się ponad egoistyczną potrzebą bliskości i dojrzałym przejawem miłości, która każe wziąć odpowiedzialność za zdrowie innych. Obserwując ludzi szturmujących galerie handlowe w poszukiwaniu prezentów dochodzę do wniosku, że najlepszym prezentem jaki w tym momencie możemy zaproponować, to nie narażanie siebie i nikogo na dodatkowe ryzyko. Nawet najdroższy, najpiękniej zapakowany gadżet nie zrównoważy bliskim wiadomości, że przy okazji jego nabycia zaraziliśmy się…
Przygotowując świąteczne ciasto rozmyślałam o tym, komu jeszcze nie zdążyłam złożyć świątecznych życzeń i jak je sformułować, żeby nie brzmiały banalnie. Zastanawialiście się kiedyś nad tym, że życzenia kierowane do nas bardzo wiele mówią o pragnieniach tego, kto je wypowiada? Na przykład takie „życzę Wam, abyście wreszcie się pobrali” to zakamuflowany przekaz: „oczekuję, że usankcjonujecie w końcu swoją dwuznaczną sytuację” bądź: „mam ochotę pobawić się na weselu”. Życzenie pojawienie się na świecie dzieciątka, to nic innego jak: „chcę mieć wreszcie wnuki” (jeśli wypowiada je któreś z rodziców) lub „co macie mieć lepiej ode mnie” (jeśli nam tego życzy znajoma obarczona czwórką). Życzliwe: „obyś znalazła lepszą pracę” może być komunikatem „martwię się, że będziesz chciała pożyczyć ode mnie kasę”… Do tej pory składając życzenia nie zastanawiałam się, jak mogą zostać one odebrane. A przecież mogłam wpędzić kogoś w poczucie winy, że choć osobiście jest szczęśliwy, to jednak nie spełnia moich oczekiwań. Moja wizja absolutnego szczęścia może nie pokrywać się z wyobrażeniem o nim innych. Postanowiłam więc, że jeśli nie mam absolutnej pewności, że druga strona akurat o tym marzy, moje życzenia ograniczą się do banalnych ogólników. W końcu mam najlepsze intencje i nie chcę nikogo wprawiać w zakłopotanie czy zranić… Pogrążona w tych rozmyślaniach uporałam się z rutynową robotą i w obliczu bardziej absorbujących działań, przestałam snuć swoje dywagacje.
Jakkolwiek postanowicie i uczynicie, życzę (oczywiście również egoistycznie) aby te Święta upłynęły Wam bezpiecznie i zdrowo. Żebyście, mimo wszystko, spędzili je radośnie, znajdując w nowej sytuacji jakieś pozytywy, jak choćby ten, że mniejsza ilość gości przekłada się na krótszy czas spędzony na kuchennych przygotowaniach, a kręgosłup jest Wam wdzięczny za nie dźwiganie ciężkich zakupów.
Zgodnie z tytułem mojego bloga „na przekór” sytuacji, Wszystkim życzę Wesołych Świąt !
Przed Świętami…
Czas większych prac przedświątecznych już za mną. Okna pomyte, zakupy zrobione, kartki rozesłane. Choinka stoi, uszka i pierogi (z dwoma rodzajami farszu) polepione, zakwas na barszcz czeka na użycie. Z przygotowywaniem reszty potraw i ciast, aby były świeże, muszę się wstrzymać do środy. Tradycyjne, „opłatkowe” spotkania towarzyskie w tym roku nie wchodzą w grę, więc nadmiar wolnego czasu postanowiłam spożytkować na spacer po centrum miasta. Chciałam nacieszyć oczy urodą gwiazdkowych dekoracji, zanim mieszkańcy Poznania ruszą tłumnie na starówkę. Czytaj dalej