„Jedno życie”. Film Jamesa Hawesa

Zapragnęłam jakiegoś urozmaicenia i spontanicznie wybrałam się do kina. No, może nie całkiem „spontanicznie” bo film, który chciałam obejrzeć miałam „upatrzony” już od tygodnia, czekałam tylko, żeby ewentualne, „premierowe” tłumy, się rozrzedziły. Środek tygodnia i wczesny seans, zazwyczaj gwarantują, że sala nie będzie szczelnie nabita widzami, a chrupanie nachosów, zapach popcornu i chlipanie coli nie zakłócą percepcji dzieła.

Film J. Hawesa trudno jest jednoznacznie zakwalifikować. Film historyczny? Być może, przecież częściowo odnosi się do wydarzeń z okresu przed II wojną. Dramat psychologiczny? Owszem, ale w zasadzie każdy z filmów, w którym bohater zmaga się z targającymi nim emocjami jest ,”dramatem psychologicznym” więc to kategoria zbyt szeroka, aby jakoś definiować dzieło. Dramat wojenny? Też nie, akcja toczy się wszakże przed i po wojnie. Film obyczajowy, biografia? Poniekąd, bo oparty jest na prawdziwej postaci, prawdziwych wydarzeniach i pokazuje kawałek „zwykłego życia” Brytyjczyka lat 80tych. Przyjmijmy, że „Jedno życie”, to dzieło złożone i wymyka się jednoznacznej klasyfikacji…

Akcja filmu toczy się dwutorowo. Bohatera, Nicholasa Wintona, poznajemy jako zamożnego, starszego pana (genialny Anthony Hopkins), emerytowanego maklera giełdowego, który mimo przekroczonej „osiemdziesiątki” nadal aktywnie działa w organizacjach charytatywnych, prowadzi życie towarzyskie, interesuje się otaczającym go światem i jego problemami. Ten dziarski senior ma jednak też pewną przywarę, irytujący zwyczaj znoszenia do domu nikomu niepotrzebnych przedmiotów, które upychane gdzie się da zmieniają mieszkanie w graciarnię.

Kiedy gromadzone przez niego, i ciągle rozrastające się, zbiory zaczynają grozić brakiem miejsca na normalne życia domowników, żona Nicky’ego nie wytrzymuje i zleca mu zrobienie z nimi porządku. Pozbywanie się kolekcji uruchamia „drugą ścieżkę czasu”, wspomnienia Nicholasa Wintona z krótkiego pobytu w Pradze, którą odwiedził w końcówce lat 30tych XX wieku.

Podczas tych wspomnieniowych sekwencji widzowi zostaje przedstawiony młody Nicholas Winton (Johnny Flynn), który późną jesienią 1938 roku, zamiast wypadu na narty, wybiera krótką wycieczkę do czeskiej Pragi. W mieście koczują liczne grupy żydowskich uciekinierów z zagarniętych już przez Hitlerowców Austrii i Kraju Sudetów. To, co Nicolas widzi w obozach dla uchodźców, wstrząsa nim do głębi. Szczególnie porusza go los spotkanych tam dzieci, którym za wszelką cenę postanawia pomóc. W głowie krystalizuje mu się zarys projektu wywiezienia dzieci do Wielkiej Brytanii.

Kiedy swój plan przedstawia przyjaciołom pracującym w praskim komitecie pomocy uchodźcom, Ci patrzą na niego jak na fantastę. Aby wywieźć dzieci, z coraz bardziej zagrożonej wkroczeniem Niemców Pragi, potrzeba dokumentów, wiz, pieniędzy, dobrej woli urzędników, armii wolontariuszy, a oni nie mają niczego, nie posiadają nawet listy żydowskich dzieci znajdujących się na terenie Pragi. Wszystko to, nie zraża Wintona, który rozpoczyną wielka kampanię na rzecz uratowania jak największej liczby dzieci. Zacząć musi od przekonania samych rodziców, że to jedyny sposób aby zapewnić ich potomkom bezpieczeństwo… Do kraju wraca z gotową listą i setkami zdjęć.

W kraju Nicolas może liczyć na pomoc matki (rewelacyjna Hellen Bonham-Carter), która z niespożytą energią włącza się w prace mające na celu ewakuację dzieci do Wielkiej Brytanii. Przemawia do urzędniczych sumień, organizuje zbiórki pieniędzy, szuka czasowych domów i opiekunów dla małych uchodźców. Matka i syn dwoją się troją aby jak najlepiej podołać zadaniu, jednak zdają sobie sprawę, iż nie są w stanie pomóc wszystkim.

Kiedy pierwszy, jeszcze niewielki transport dzieci bezpiecznie dociera do Wielkiej Brytanii, Nocolas i jego przyjaciele intensyfikują działania. 15 marca 1939 wojska niemieckie zajmują Pragę i w tym momencie los większości znajdujących się w mieście Żydów zdaje się już być przesadzonym. Zaangażowani w pomoc ludzie nie ustaje w wysiłkach aby uratować ich jak najwięcej. Nicolas koordynuje akcję w Wielkiej Brytanii, w Pradze działają Brytyjczycy: Dorren Warriner (Romola Garai) i Trevor Chadwick (Alex Sharp) oraz Czeszka Hana Hejdukowa, u których presja czasowa tylko wzmaga determinację… Organizują kolejne pociągi, załatwiają pozwolenia na wyjazd. Ostatni, dwustupięćdziesięcioosobowy transport dzieci ma ruszyć z Pragi 3 września… Nie odjechał… Dantejskie sceny wyciągania przez Niemców dzieci z pociągu w Pradze zestawione są z ujęciem Nicolasa samotnie czekającego na dworcu w Maidenhead. On, jeszcze ma nadzieję, że mimo wybuchu wojny, dzieci odjechały bezpiecznie, widz już wie, że czeka nadaremnie… Z tamtych 250 dzieci, które miały wówczas odjechać, wojnę przeżyło dwoje.

Podczas porządkowania swych zbiorów, Nicolas Winton zastanawia się, jak najlepiej spożytkować album, który zawiera kwintesencję jego pracy na rzecz ewakuacji z Pragi żydowskich dzieci. Nie chce chwały dla siebie, o jego dokonaniach wiedza jedynie najbliżsi, poza nimi nikt nie ma pojęcia jak wielkie ma osiągnięcia.Nadal by milczał ale pragnie, aby w dobie uchodźczych kryzysów (takie były zawsze) świat bardziej otworzył się na ludzkie dramaty. Jego marzeniem jest by ludzie wyciągnęli wnioski z historii, czegoś się z niej nauczyli. Dlatego nie chce oddać albumu do muzeum, w którym będzie się kurzył w gablocie. Próbuje nim zainteresować miejscowego wydawcę, bez skutku. ” To się nie sprzeda… Ludzie chcą sensacji, bohaterów, los uchodźców nikogo nie obchodzi…” słyszy w odpowiedzi.

Historią albumu zainteresowana jest żona czeskiego Żyda, brytyjskiego magnata prasowego Roberta Maxwella. W rozmowie z nią, Nicolas przyznaje, że dla własnego bezpieczeństwa psychicznego, stara się nie myśleć, ani jaki los spotkał dzieci, których nie udało mu się bezpiecznie wywieźć, ani też, jak potoczyły się losy tych, które w 1939 roku przyjechały do Wielkiej Brytanii. Widać, że ciągle nosi w sobie traumę, że wyrzuca sobie, iż uratował ich zbyt mało…

Jego historią zaczyna interesować się popularny program telewizyjny „That’s Life” . Dzięki niemu, historia Nickego Wintona, a także współpracujących z nim w Pradze Doreen Warriner, Trevora Chada nabiera szerokiego zasięgu. Dopiero, zasiadając na widowni telewizyjnego show, Nicolas Winton naocznie przekonuje się jak wielkiego dzieła dokonał…

Film, choć brak w nim spektakularnych akcji, szybkiego tempa, brawurowych zwrotów, trzyma widza w napięciu, umiejętnie prowadząc go do sceny finałowej.

„Jedno życie” to nie pierwszy film, poświęcony osobie i dokonaniu Nicolasa Wintona, który uratował 699 dzieci od zagłady. Już wcześniej powstały fabularne, czesko-słowackie produkcje „Wszyscy moi bliscy” (1999) i „Rodzina Nickego” (2011). Nie miałam możliwości ich obejrzenia trudno mi się więc do nich odnieść.

„Jednemu życiu” zarzucane jest granie na emocjach, wykorzystywanie tragedii Holocaustu, nie wyjaśnianie powodów, dla których Winton zaangażował się w ratowanie dzieci, tak jakby normalny odruch serca był niemożliwym… Film określany jest nawet mianem „holokiczu”…

Nie zgadzam się z tym. Uważam, że samo przypomnienie historii organizacji „kindertransportów” jest ważne. Pokazanie, że nawet jednostka, swoją determinacją, jest w stanie przeciwstawić się złu i zmienić bardzo wiele, pouczające. A fakt, że byli ludzie, którzy dla ratowania innych, z czystej ludzkiej przyzwoitości wyszli ze swej strefy komfortu, budujący. Zarzuty, że film jest ckliwy, są nieuzasadnione. To nie film, a historia Nicolasa Wintona budzi wzruszenie i niesie nadzieję, że ludzkość nie do końca zatraciła idee humanizmu.

Dodaj komentarz