Antonin. Zespół pałacowy książąt Radziwiłł

Korzystając z majowej, słonecznej pogody wybrałyśmy się do Antonina. Malowniczo, nad stawem Szperek, położona wieś posiada zabytki najwyższej klasy, czemu nie ma się co dziwić, bo powstały z książęcej fundacji Radziwiłłów herbu Trąby. Choć historia tego miejsca jest stosunkowo krótka, obfituje w wiele ciekawych a czasem i dramatycznych wydarzeń. Śledząc dzieje właścicieli majątku można się również przekonać, że ani tytuł książęcy, świetne nazwisko, niezmierzone posiadłości, wpływy, uroda, talenty, szczęścia nie gwarantują… O tym też warto pamiętać podziwiając antoniński pałac i park…

Potęga rodu Radziwiłłów wyrosła w Wielkim Księstwie Litewskim i stamtąd wywodzą się główne jego linie (nieświeska, ołycka, birżańska, klecka), jednak w połowie XVIII stulecia, litewscy magnaci rozciągnęli swe wpływy również na tereny zachodnie. Pierwszym z Radziwiłłów, który posiadał latyfundium w ówczesnym powiecie kaliskim, był 7 ordynat klecki, Jan Mikołaj książę Radziwiłł herbu Trąby (1681-1729). Wszedł w jego posiadanie za sprawą małżonki, Doroty z Przebendowskich (1682-1755), z którą ożenił się w 1704 roku, inkasując, nie tylko ogromny posag w gotówce ale i jej majątek ziemski.

Jan Mikołaj książę Radziwiłł ożenił się z wyrachowania… Dorota należała do wysoko uposażonych panien (była córką podskarbiego wielkiego koronnego Jana Jerzego Przebendowskiego) i wraz z jej ręką epuzer miał zainkasować okrągły milion. Już w miesiąc po ślubie, podczas swej podróży do Gdańska, Radziwiłł wydał znaczną część wypłaconej mu przez teścia sumy posagu. Na wieść o jego rozrzutności, Przebendowski wstrzymał wypłatę dalszych transzy. W odwecie, za „niezrealizowanie” przez teścia kontraktu, książę mścił się na żonie.

Pozbawiał ją wygód, prywatnych pieniędzy, kontrolował korespondencję, zastraszał służbę, a potem bił i poniżał. Jasno dawał jej do zrozumienia, że była nic nie znaczącym (a wręcz uciążliwym) dodatkiem do wiana. Dorotę, „po cichu” finansowo wspomagał ojciec, jednak otwarcie nie chciał on występować przeciwko zięciowi bo, posiadającemu kompleks „niskiego urodzenia” Przebendowskiemu, niezmiernie imponował tytuł książęcy i świetne nazwisko. Dla własnych ambicji, poświęcił już nawet nie szczęście, ale spokojny byt córki.

Dorota w końcu wniosła sprawę o rozwód. Wprawdzie, złożone przez świadków zeznania wystarczyły do orzeczenia separacji ale proces rozwodowy ciągnął się długo. Finalnie, Dorota wolność (i majątek) odzyskała w 1729 roku, kiedy Jan Mikołaj Radziwiłł zmarł, uwalniając ją od swej osoby, co chyba było jedynym (choć niezamierzonym) „dobrym gestem” wykonanym przez niego w kierunku żony. Owdowiawszy, Dorota z Przebendowskich księżna Radziwiłł, przygodzickie dobra scedowała na syna, Marcina Mikołaja Radziwiłła (1705-1782) a sama, odczekawszy rok żałoby, poślubiła marszałka koronnego Franciszka Bielińskiego herbu Junosza.

Jako młodzieniec, Marcin Mikołaj książę Radziwiłł zapowiadał się dobrze, miał poważne zainteresowania naukami ścisłymi. Szczególnie pociągały go fizyka, medycyna i chemia. Jeszcze za życia ojca, w 1728 roku ożenił się z Marią z Blechackich herbu Topór (1712-1736), która urodziła mu córkę Antoninę i syna Józefa, po czym wyzionęła ducha. Niestety, książę dość szybko zaczął zdradzać (dziedzicznej w rodzinie Radziwiłłów) choroby psychicznej.

Początkowo dawało się to jeszcze podciągnąć pod „ekscentryczność” czy dziwactwa (pojęcia „trudne dzieciństwo” i „trauma”, które niewątpliwie były Marcina Radziwiłła udziałem, wówczas nie istniały) jednak w miarę upływu czasu, dla wszystkich stało się jasne, że książę popadł w psychopatyczny obłęd. Najboleśniej odczuła to jego druga małżonka, poślubiona w 1737 roku, Marta z Trembickich, przez męża latami więziona wraz z nieletnimi synami, w zupełnie pustym pomieszczeniu. Książę zaś, w tym czasie, założył sobie harem, który zapełniał kupionymi bądź porwanymi dziewczętami, napadał na dwory, dokonywał rozbojów. Dotychczasowe zainteresowania chemią i medycyną zamienił na alchemię i preparowanie ludzkich zwłok. Zafascynowany naukami talmudycznymi (a prawdopodobnie też kabalistyką) nauczył się hebrajskiego i otaczał wyłącznie Żydami. Porywał nieletnie dzieci, które następnie w okropnych warunkach więził aby gdy podrosły, sycić nimi swe żądze…

W końcu rodzina miała dość jego ekscesów i w 1748 roku, jego kuzyn, Hieronim Florian Radziwiłł (również okrutnik i dziwak, który po tym, jak dwie żony z nim się rozwiodły, trzecią, Anielę z Miączyńskich herbu Suche Komnaty, trzymał w zamknięciu)) pojmał go i uwięził go w swym pałacu w Białej (dziś Biała Podlaska) a potem w Słucku, gdzie Marcin Mikołaj zmarł.

Dobra przygodzickie odziedziczył jego syn z pierwszego małżeństwa, Józef Mikołaj Radziwiłł (1736-1813) jednak książę, po utracie przez kraj niepodległości, zrzekł się tego majątku na rzecz przyrodniego, młodszego brata, Michała Hieronima Radziwiłła (1744-1831).

Michał Hieronim, w 1771 roku poślubił słynną z urody (a później z licznych romansów) osiemnastoletnią Helenę z Przeździeckich. Mimo, iż księżna Helena nie szczędziła swych wdzięków mężowi, któremu urodziła dziesięcioro dzieci, znajdowała też czas dla kochanków, których rekrutowała z kręgów królewskiego dworu (ze Stanisławem Poniatowskim na czele) oraz rosyjskich dyplomatów, a jednemu z nich (Ottonowi von Stackelbergowi) urodziła nieślubną córkę Krystynę Magdalenę. Książę Michał Radziwiłł dał jednak dziewczynce swoje nazwisko.

Z czterech córek Heleny, trzy zmarły bardzo młodo. Jedynie Aniela dożyła wieku, w którym można było wydać ją za mąż. W 1802 roku, poślubiła księcia (jakże by inaczej…) Konstantego Adama Czartoryskiego herbu Pogoń Litewska. W dwa lata później na świat przyszedł jedyny syn tej pary Adam Konstanty, a po dwóch kolejnych Aniela z Radziwiłłów księżna Czartoryska zmarła. Miała jedynie dwadzieścia sześć lat. Za to, większość synów Heleny i Michała, dożyła podeszłego wieku. Najstarszy z synów, Ludwik Mikołaj objął Nieborów, dla drugiego w kolejności, Antoniego Henryka, ojciec przeznaczył dobra przygodzickie ze wsią Szperek na część nowego dziedzica przemianowaną na „Antonin”.

O księciu Michale Hieronimie Radziwille trudno napisać, że był „patriotą”… w 1773 roku składał podpisy pod traktatami rozbiorowymi, brał pieniądze od rządu rosyjskiego… Jednak na plus można zaliczyć mu fakt, że jako pierwszy z Radziwiłłów zaczął efektywnie gospodarować w przygodzickich dobrach. Jego zasługą były słynne, nie tylko w Polsce ale i w Europie, przygodzickie stawy rybne. Posiadał również Nieborów (kupiony za rosyjskie pieniądze „zarobione” podpisaniem aktów rozbiorowych), w którym zgromadził pokaźną kolekcję dzieł sztuki.

W 1796 roku, syn Heleny i Michała Hieronima, spędzający młodość w Berlinie książę Antoni Henryk Radziwiłł (1755-1833), poślubił bratanicę króla Prus, księżniczkę Fryderykę Dorotę Luizę Hohenzollern. Z tej okazji ojciec pana młodego ustanowił na Przygodzicach ordynację, którą w prezencie ślubnym ofiarował młodej parze. Skoligacenie się z rodziną królewską niewątpliwie dodało I ordynatowi na Przygodzicach splendoru, ale nakładało też obowiązki i ograniczenia. Zawarta z niemieckim dworem królewskim przedślubna umowa, zabraniała mu opuszczania granic Królestwa Prus i regulowała wyznanie potomstwa w ten sposób, iż córki miały wyznawać ewangelicką religie matki, synowie, katolicką ojca. Jednak małżeństwo Luizy i Antoniego (jako jedno z nielicznych w tej linii) było bardzo udane.

W 1815 roku książę Antoni Henryk mianowany został namiestnikiem Wielkiego Księstwa Poznańskiego. Nie był urodzonym politykiem więc skupił się (wraz z małżonką) na tym, na czym się oboje znali, czyli na edukacji i kulturze. Po wybuchu Powstania Listopadowego złożył dymisję z funkcji namiestnika.

Jeszcze będąc namiestnikiem Wielkiego Księstwa Poznańskiego, książę Antoni rozpoczął budowę pałacu w Antoninie. Choć para książęca w Poznaniu mieszkała we wspaniałym kompleksie pojezuickim a księżna miała swój letni pałacyk w podmiejskiej Dębinie, potrzebny był im pałac mniej formalny, oddalony od sztywnej etykiety, zagubiony wśród lasów. Zakątek, w którym bez skrępowania dworską ceremonią, mogliby cieszyć się rodziną i oddawać się swej pasji muzycznej (Antoni był zdolnym kompozytorem). Miało to być także miejsce nieformalnych spotkań, w którym pod pretekstem polowania na sarny i jelenie, wiele można będzie załatwić.

W 1822 roku rozpoczęła się budowa niezwykłego, „myśliwskiego” pałacu w Antoninie. Oryginalny plan budynku sporządził sam K.F. Schinkel.

W antonińskim pałacu, u znanej z zamiłowań muzycznych pary książęcej, dwukrotnie gościł Fryderyk Chopin.

Księżna Luiza (zwana „Pruską”) urodziła Antoniemu czterech synów, z których trzech dożyło wieku dorosłego, a dwóch założyło rodziny. Prócz synów, Luiza i Antoni mieli także cztery córki, z których dwie zmarły w dzieciństwie. Pozostałe dwie księżniczki słynęły z urody, jednak ani ona, ani nazwisko wraz z majątkiem nie zapewniły im długiego i szczęśliwego życia.

Starsza z nich, piękna, utalentowana zarówno muzycznie jak i plastycznie, wykształcona i oczytana Eliza Fryderyka Luiza, zakochała się ze wzajemnością w swym o sześć lat starszym kuzynie, Wilhelmie I Hohenzollernie. Para ta znała się niemalże od dziecka ale uczucie miało zrodzić się w 1817 roku podczas pobytu Radziwiłłów w Berlinie. Do oświadczyn miało dojść w 1921 roku, po przedstawieniu adaptacji poematu T. Moore’a „Lalla Rokh”, w którym Eliza grała rolę Peri. Oczywiście spektakl ten miał miejsce w prywatnym teatrze, a na widowni zasiadała jedynie skoligacona i zaprzyjaźniona publiczność, wśród której był zachwycony Elizą Wilhelm. Choć oboje darzyli się szczerym, gorącym okazało się, że to nie wystarczy, kiedy chodzi o ewentualną, przyszłą królową Prus.

Mimo, iż Radziwiłłowie w swym drzewie genealogicznym posiadali nawet królową (Barbarę Radziwiłłównę), a matka panny była z Hohenzollernów, strona pruska nie uznała „równości rodów” i do małżeństwa nie doszło. Wilhelm, pouczony przez ojca o obowiązkach wobec kraju i dynastii, w 1830 roku zerwał zaręczyny i poślubił Augustę, księżniczkę sasko-weimarską. Nigdy jej nie pokochał a fotografię Elizy do końca życia trzymał na swoim biurku.

Eliza, w cztery lata po jego ślubie, zmarła na nieuleczalną wówczas gruźlicę. Pochowano ją w Antoninie.

Drugą z sióstr, Wandę Augustę Radziwiłłównę, w 1832 roku wydano za księcia Adama Konstantego Czartoryskiego herbu Pogoń Litewska. Urodziła mu córkę Anielę oraz synów: Romana i Adama. Zmarła młodo, w parę miesięcy po wydaniu na świat najmłodszego z synów.

Po śmierci Antoniego Henryka, owdowiała księżna Luiza (używała głównie trzeciego imienia) rozpoczęła starania o pozwolenie na budowę w Antoninie kościoła, który równocześnie byłby nekropolią rodową przygodzickich Radziwiłłów.

Budowa świątyni, według planów Johanna Haberlina (ucznia K.F. Schinkla) ruszyła w 1835 roku, a ukończono ją w trzy lata później. Po śmierci Luizy, inwestycję dokończyli jej synowie: Wilhelm i Bogusław Fryderyk Radziwiłłowie. Z ich inicjatywy wyposażono też wnętrze, obfitujące w sprowadzone z Włoch marmurowe elementy.

II ordynatem przygodzickim został syn Luizy i Antoniego, Bogusław Fryderyk Radziwiłł (1809-1873) żonaty z Leontyną von Clary und Aldringen. Książę wielce zasłużył się dla pobliskiego Ostrowa. Jednak para książęca większość czasu spędzała w Berlinie, gdzie Radziwiłłowie (do 1878 roku) posiadali swój pałac.

Po księciu Bogusławie, ordynacje przejął jego najstarszy syn, Ferdynand Radziwiłł (1834-1926). Mimo wychowania w częściowo zgermanizowanej rodzinie (matka i jej siostra Matylda będąca żoną stryja Fryderyka Wilhelma Radziwiłła, w ogóle nie mówiły po polsku) w czasie zaostrzającego się kulturkampfu książę zawsze opowiadał się po stronie polskiej. Przewodził Kołu Polskiemu w Reichstagu gdzie zasłynął odważną interpelacją w sprawie strajków szkolnych.

W latach 70tych XIX wieku, w swoim Antoninie ukrywał poszukiwanego przez władze pruskie za świadczenie bez pozwolenia zaborcy, posługi kapłańskiej, księdza Walentego Śmigielskiego. Opieka Ferdynanda Radziwiłła nie do końca okazała się skuteczną, ksiądz w 1878 roku został skazany na karę 200 dni pozbawienia wolności, którą odbył w więzieniu w Ostrowie Wielkopolskim.

Książę Ferdynand, w 1864 roku, ożenił się z dwudziestoletnią Pelagią Sapiehą herbu Lis, z którą doczekał się czterech synów i córki Małgorzaty.

Ostatnim ordynatem na Przygodzicach i właścicielem pałacu w Antoninie był Michał „Rudy” Radziwiłł,(1870-1955) syn Pelagii i Ferdynanda. Podobnie jak jego przodek, Marcin Mikołaj, okazał się, nie tylko enfant terrible, ale prawdziwą zakałą rodu Radziwiłłów.

Jak wszyscy Radziwiłłowie, świetnie wykształcony, jak większość z linii osiadłej w Wielkopolsce, germanofil (babka Leontyna nigdy nie nauczyła się polskiego i rozmawiała z wnukiem wyłącznie po niemiecku), i jak niektórzy obciążony dewiacją psychiczną. Podstaw do podejrzeń o chorobę umysłową sam książę dostarczał bez liku. Był nieobliczalny, agresywny i egoistyczny. Jego hulaszczy tryb życia szybko doprowadził do poważnego zadłużenia ordynacji, a liczne skandale z jego udziałem dały rodzicom, rodzeństwu (a później i jego własnym dzieciom) wiele powodów nie tylko do zmartwień, ale i do zażenowania.

Wbrew woli rodziny, w 1898 roku, ożenił się z poznaną na francuskiej Riwierze,Marią Bernardaky, córką mistrza ceremonii dworu rosyjskiego. Maria nie cieszyła się dobrą opinią, ciągnęły się za nią afery finansowe jej ojca Mikołaja Bernardaky ale była piękną kobietą i to księciu wystarczyło.

Już wkrótce małżonkę (i matkę swoich dzieci: Leontyny i Antoniego Ferdynanda Wilhelma), zaczął bić i publicznie znieważać. Ponoć, gdy ośmieliła się mieć inne zdanie, wyrzucił ją z jadącego auta. Znosiła to wszystko w milczeniu (księżnej skarżyć się nie wypada) ale i tak końcu ją porzucił, odmawiając środków na utrzymanie jej dzieci. Ich rozwód kościelny (w którym jako powód podano prawosławne wyznanie Marii, choć przy zawieraniu ślubu nie było ono przeszkodą) orzeczono w 1915 roku. Marią i jej dziećmi zajęli się teściowie, Pelagia i Ferdynand Radziwiłłowie.

Wnuczkę Leontynę, w 1927 roku wydali za, dziedzica Czerniejewa, Zygmunta Skórzewskiego herbu Drogosław. Wnuka Antoniego Ferdynanda Michała (1899-1920), który w przyszłości miał objąć ordynację, wszechstronnie kształcili z nadzieją, że będzie lepszym ordynatem niż jego ojciec. Niestety, wszystkie ich nadzieje, w lipcu 1920 roku, runęły wraz ze szkoleniowym samolotem, na którym wprawiał się w pilotażu młody książę Radziwiłł. Pochowano go w Antoninie.

Książę Michał „Rudy” Radziwiłł, w rok po otrzymaniu aktu unieważnienia pierwszego małżeństwa, ożenił się z hiszpańską arystokratką, Maria Martinez de Medinilla. Ją również wkrótce porzucił, lecz z nią rozwodu kościelnego nie udało mu się uzyskać. Wdał się w długotrwały romans z Mary Atkinson, angielską pielęgniarką, którą sprowadził do Antonina. Ona też się mu znudziła, wyrzucił ją, nie dając pieniędzy na podróż powrotną, aby mieć na bilet musiała sprzedać biżuterię.

Michał książę Radziwiłł, w 1937 roku, bawił w alpejskim kurorcie Bad Gastein, gdzie poznał trzydziestopięcioletnią Judytę Suchestow, dla której dosłownie oszalał. Judyta była urodziwą Żydówką, rozwódkę z dziewięcioletnim synem, Emanuelem. Zauroczony nią książę szybko się oświadczył i został przyjęty. Jako narzeczona, Judyta wraz z synem przyjechała do Antonina. Tam wraz z księciem wiedli bujne życie towarzyskie organizując bale, rauty, polowania.

Michał, aby móc ożenić się z Judytą, gotów był nawet przejść na judaizm, a także deklarował adopcję jej syna Emanuela. Zaalarmowana wizją mezaliansu, skandalu a nade wszystko, możliwości przekazania nazwiska i sukcesji Radziwiłłów, synowi Benjamina Suchestowa, rodzina zaczęła energicznie działać. Dzieci oskarżyły ojca o bigamię, wystąpiono o stwierdzenie u niego choroby psychicznej, ubezwłasnowolnienie oraz pozbawienie rodowego majątku. Udało się częściowo księcia wydziedziczyć a atmosfera skandalu i towarzyski ostracyzm jaki spotykał Judytę, zmusiły te parę do wyjazdu. Szykanowany syn Judyty Emanuel wyjechał do ojca a Judyta i Michał osiedli we Francji. Początkowo chcieli wziąć ślub, jednak później, pod wpływem nacisków i szantażów rodzinnych, książę Michał zrezygnował ze swej „wielkiej miłości” i Judytę porzucił. Miał już nową „narzeczoną”…

Judyta w końcu powróciła do byłego męża i syna, do Drohobycza. Kiedy, w 1939 roku Rosjanie zajęli miasto, Suchestowowie stracili cały swój majątek, a w dwa lata później, po zajęciu Drohobycza przez Niemców, trafili do getta, gdzie zmarł jej mąż Beniamin Suchestow. Ona, wraz z synem, trafiła później do getta w Krakowie Płaszowie, a po jego likwidacji do obozu koncentracyjnego. Emanuel Suchestow zginął w Mauthausen, Judyta obóz przeżyła.

Szaleństwa księcia Michała nie ograniczały się jedynie do burzliwego życia uczuciowego (poza trzema małżeństwami i romansem z Judytą, miał też na kocie drobniejsze „wyskoki”) dotyczyły również hazardowej gry w karty oraz żywiołowej niechęci do własnej rodziny. Tej ostatniej dał wyraz wyrzucając szczątki przodków i własnego syna z rodowej krypty (którą chciał przeznaczyć na salę kinową).

Po rozstaniu z Judytą, w maju1938 roku, książę Michał ożenił się po raz trzeci, tym razem z bogatą angielską wdową Hariett Steward Dawson. Oprócz niezbyt jasnej sytuacji formalnej (brak unieważnienia poprzedniego małżeństwa z Hiszpanką) Angielka nie była w stanie tolerować coraz silniej się rysujących pronazistowskich sympatii księcia i para w 1940 roku rozstała się.

Po wybuchu II wojny, książę Michał Radziwiłł, ku najwyższemu zgorszeniu rodziny, poprosił okupanta o wciągnięcie go na volkslistę, a radziwiłłowski pałac w Antoninie ofiarował Hitlerowi. Fuhrer prezentu nie przyjął (uznał, że i bez tego gestu, dobra okupowanego kraju należą do niego). Przywódca III Rzeszy chyba osobiście nigdy Antonina nie odwiedził, a tutejszy pałac (obok dwudziestu innych) służył namiestnikowi Kraju Warty, Arturowi Greiserowi, który (podobnie jak Reichsmarschall Goering) uwielbiał polowania.

Książę czas okupacji spędził w miarę przyjemnie w Berlinie i Szwajcarii, a po wojnie, przyjęła go prawowita małżonka Maria Martinez de Medinilla. Ostatnie lata życia przygodzicki ordynat spędził w majątku żony, na Teneryfie. Takie (w wielkim skrócie) były losy właścicieli Antonina.

Zwiedzanie Antonina rozpoczynamy od neoromańskiego kościoła pod wezwaniem Matki Boskiej Ostrobramskiej. W jego architekturze dają się również zauważyć elementy sztuki bizantyjskiej, które podobno dominują we wnętrzu świątyni.

Trudno się o tym naocznie przekonać, kościół był na głucho zamknięty (podobno otwierają go jedynie w niedzielę na poranną mszę). Wielka szkoda, rzeźbione elementy przegrody, kolumn i kapiteli są wyjątkowej urody i bardzo smutnym jest fakt, że ich widokiem mogą się cieszyć jedynie nieliczni. Przy kościele znajduje się rząd skromnych nagrobków członków rodziny Radziwiłłów (tych, których z krypty wyrzucił Michał „Rudy” książę Radziwiłł).

Nie mogąc obejrzeć wnętrza świątyni, udajemy się do pałacu. Aby doń dotrzeć trzeba się „przebić przez bardzo ruchliwe skrzyżowanie „25” z „11”, co wymaga od wszystkich zainteresowanych zarówno cierpliwości, jak i refleksu. W końcu znajdujemy się „po właściwej stronie” i bez przeszkód udajemy się na przypałacowy parking.

Już z zewnątrz, drewniany budynek myśliwskiej rezydencji robi kolosalne wrażenie. Wzniesiono go na centralnym planie krzyża greckiego, uzyskanym przez dostawienie czterech niższych ramion do oktogonalnego korpusu. Czterokondygnacyjny korpus, nakryty jest dachem wielopołaciowym z belwederkiem i latarnią, skrzydła dachami dwuspadowymi. Oszalowane deskami ściany, nieprzypadkowo (od początku istnienia) pomalowane są na kolor „kaisergelbe” (żółci cesarskiej), ulubionej barwy cesarza.

Pałac, w przeciwieństwie do kościoła, dla wszystkich stoi otworem. Równie chętnie witają tam gości hotelowych, amatorów dań restauracyjnych, jak i turystów zainteresowanych wyłącznie niezwykłym wnętrzem obiektu.

Główną przestrzeń pałacu zajmuje trzykondygnacyjna sala na planie ośmiokąta. Jej centralnym punktem jest, skrywająca przewody kominowe, kanelowana kolumna, którą na całej wysokości pokrywają poroża jeleni, trofea myśliwskie Radziwiłłów.

W najniższej partii kolumny umieszczono otwarte kominki, przydając jej dodatkową (oprócz konstrukcyjnej i dekoracyjnej) funkcję grzewczą.

Salę obiegają trzy kondygnacje drewnianych galerii.

Warto też przyjrzeć się wspaniałemu stropowi.

Nie mniej ciekawe od sali głównej są wnętrza ramion pałacu. Jedno z nich kryje klatkę schodową (jak w całym pałacu, o wspaniałej stolarce), pozostałe trzy, pokoje mieszkalne, do których wchodzi się z otwartych galerii.

W pałacu nie brakuje akcentów po najbardziej utalentowanym z gości, Fryderyku Chopinie. Pamięci kompozytora poświęcone są dwa pomieszczenia pałacowe, w których zgromadzono sprzęty i pamiątki z nim związane.

Także przed fasadą pałacu umieszczono popiersie kompozytora.

Pałac w Antoninie to także miejsce, w którym co roku, we wrześniu, odbywa się Międzynarodowy Festiwal „Chopin w barwach jesieni”. W tym roku odbędzie się jego 43 edycja, którą tradycyjnie, rozpocznie „Polonez C-dur op.3 na wiolonczelę i fortepian”. Utwór ten został skomponowany właśnie w Antoninie (w 1829 roku) i tu, po raz pierwszy, zaprezentowano go publicznie, a kompozytorowi, na wiolonczeli, towarzyszył sam książę Antoni Henryk Radziwiłł.

Dużo radości dostarcza spacer po antonińskim parku krajobrazowym, w którym warto tez zwrócić uwagę na domek szwajcarski, niegdyś przeznaczony dla syna Antoniego, księcia Fryderyka Wilhelma oraz „ogrodówkę”, pawilon w stylu tyrolskim. Miłośnicy przyrody, w tym założonym na wzór angielski, ogrodzie odnajdą wiele pomnikowych okazów drzew i rzadkie krzewy.

Na koniec wizyty w Antoninie warto też podejść do jednego z ogrodowych stawów i popatrzyć na cokół stanowiący niegdyś podstawę przepięknego (choć jedynie symbolicznego) podwójnego nagrobka Elizy i Wandy, córek Luizy i Antoniego. Co się stało z rzeźbiarskim wyobrażeniem, nie wiem, obecnie cokół jest pusty.

„O dzieleniu. Sztuka na granicy (polsko-niemieckiej)”. Wystawa w poznańskim Muzeum Narodowym

Zaprojektowany przez Karla Hinkeldeyna stary gmach  dawnego „Kaiser Friedrich Museum”, a obecnego Muzeum Narodowego w Poznaniu niezbyt często gości w swych salach  wystawy sztuki współczesnej. Te zazwyczaj są lokowane w „nowym skrzydle” muzealnym.  Tym jednak razem, pompatyczne, pruskie gmaszysko swój reprezentacyjny hol  (wraz z przyległymi salami parteru) udostępniło, by eksponować sztukę, jakże aktualnego w dzisiejszych czasach, „border artu”. Już sama taka lokalizacja wystawy jest pewnym,  symbolicznym „przełamaniem granic”…

Czytaj dalej

„Letni Wieczór” obraz J. Chełmońskiego w poznańskim Muzeum Narodowym

W niedzielne południe udałam się do gmachu poznańskiego Muzeum Narodowego, aby podziwiać najnowszy nabytek tej instytucji, obraz Józefa Chełmońskiego „Letni wieczór”To nie lada gratka, obraz do niedawna uważany był za zaginiony, a kiedy pojawił się na aukcji, wywołał prawdziwą sensację. Ostatecznie, za niebagatelną kwotę 4.3 miliona złotych, nabyło go poznańskie muzeum Narodowe. To najwyższa cena jaką kiedykolwiek osiągnął obraz Józefa Chełmońskiego. Czytaj dalej

Multisensoryczna Wystawa Van Gogha w Poznaniu

Rok temu miałam przyjemność odwiedzić Muzeum Vincenta Van Gogha w Amsterdamie, które może poszczycić  największą kolekcją  dzieł tego, jakże ekspresyjnego, artysty. Wrażenia z tamtej wizyty opisałam w jednym z postów, nie przypuszczając, iż w stosunkowo krótkim czasie, przyjdzie mi się zetknąć ponownie z twórczością holenderskiego mistrza, I choć na poznańskiej wystawie nie ma ani jednego oryginalnego obrazu, czy  choćby rysunku Vincenta Van Gogha, to ekspozycja  w technologii Digital Art 360 robi naprawdę ogromne wrażenie…

Czytaj dalej

Praga. Loreta

Pogoda tego dnia była piękna i zachęcała do aktywności w plenerze. Zostawiwszy za sobą dziki tłum kłębiący się po moście Karola i na Malej Stranie  wjechałam na hradczańskie wzgórze, tym razem, aby „odhaczyć” kolejny punkt na swojej liście „must see” czyli odwiedzić Loretę. Tam, o dziwo, było pusto i prawie bezludnie.  Nudząca się w kasie pani sprzedała mi bilet i przepuściła przez bramkę prowadzącą na teren barokowego założenia. Bez przeszkód mogłam zwiedzać główną atrakcję, jaką jest „domek loretański” a także otaczające dziedziniec krużganki, kościół i obejrzeć zbiory muzealne.

Czytaj dalej

Wystawa dzieł Tamary Łempickiej w krakowskim Muzeum Narodowym

Obejrzenie  dzieł Tamary Łempickiej planowałam od dawna, jednak  zamierzenie to dopiero teraz udało mi się zrealizować. Wykorzystałam swoje ferie zimowe i odwiedziłam Kraków, w którym, po Lublinie, ekspozycja zagościła. To, że od jej wernisażu upłynęło już prawie pięć miesięcy, wcale nie wpłynęło na liczbę chętnych do zapoznania się z twórczością tej niezwykłej artystki. Dzięki temu, że  wybrany przeze mnie termin wizyty, nie pokrywał się z żadnymi, oficjalnie wolnymi dniami czy feriami, uniknęłam długich kolejek do muzealnych kas i czekania aż będę mogła wejść. W czwartkowe przedpołudnie  tłumy nie wypełniały całego muzealnego westybulu, choć na samej wystawie było sporo osób, to ruch odbywał się płynnie.

Czytaj dalej

„Idę w świat i trwam” dzieła J. Malczewskiego z Lwowskiej Narodowej Galerii Sztuki w Muzeum Narodowym w Poznaniu

 

Korzystając, z wolniejszych od obowiązków dni, wybrałam się do poznańskiego Muzeum Narodowego. Trafiła tam, czasowo, część  dzieł ewakuowanych ze zbiorów Lwowskiej Galerii Sztuki Narodowej. Wśród nich znalazły się 34 obrazy Jacka Malczewskiego. Nasuwa się pytanie, skąd  w  ukraińskiej galerii znalazło się tyle dzieł polskiego symbolisty, o którym przeważająca część Ukraińców nawet nie słyszała? Cóż, moim zdaniem, to kwestia dość drażliwa… Czytaj dalej

Triumf koloru. Wystawa w poznańskim CK „Zamek”

Na, zorganizowaną przez CK Zamek,  wystawę francuskich grafik ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie wybierałam się od dawna… Jednak nie zawsze chęci idą w parze z możliwościami… Na przeszkodzie moim planom stawały choroba, obowiązki, pilniejsze sprawy, które uniemożliwiały mi wyjście. I tak mijały kolejne miesiące, a ja ciągle, z coraz to nowych względów, do „Zamku” dotrzeć nie mogłam. Dopiero uświadomienie sobie, że to ostatni tydzień, w którym mogę obejrzeć dzieła francuskich mistrzów w Poznaniu, zmobilizowało mnie do udania się na wystawę. Czytaj dalej