O konieczności zobaczenia zamku w Tucznie mówiłyśmy kilkukrotnie, jednak do tej pory na mówieniu się kończyło. Tym razem, nad podziw sprawnie załatwiwszy obowiązki w Wałczu, udało nam się wygospodarować tyle czasu, że wystarczyło go na podjechanie do Tuczna. Tamtejszy zamek, jest dobrym przykładem budowli obronnej przekształconej w renesansową rezydencję.
Początki Tuczna okryte są pomroką dziejów… Przypuszcza się, iż miejscowość wykształciła się z osady słowiańskiej. W XIII wieku ziemie te należały do księcia wielkopolskiego, ale na skutek intryg margrabiów z dynastii Askańskiej zostały przejęte przez Marchię Brandenburską. Pod koniec stulecia tereny te objął, wywodzący się możnego holsztyńskiego rycerstwa, Hasso von Wedel. Jego potomkowie pozostali tu przez szereg kolejnych stuleci.
Do połowy XIV wieku von Wedlowie weszli w posiadanie większości ziemi wałeckiej, mirosławieckiej, bytyńskiej, zajmując tereny od Świdwina aż po Ujście. Z sprawą rodziny Wedlów na ziemiach tych powstawały osady i miasta zakładane na prawie magdeburskim. Sami Wedlowie na swą siedzibę rodową wybrali Tuczno, budując tu zamek. Warowny charakter przyszłej rezydencji wymuszony był kłopotliwym sąsiedztwem margrabiów brandenburskich i Zakonu Krzyżackiego. W owym czasie von Wedlowie wykazywali pragmatyczną postawę, w zależności od spodziewanych korzyści przychylając swą sympatię, a to stronie polskiej, a to Krzyżakom. Ostatecznie jednak, po bitwie pod Grunwaldem, ród opowiedział się przy Polsce i tereny Wedlów zostały włączone w granice Królestwa.
W tym też czasie wyłoniły się trzy spolonizowane gałęzie rodu : Wedlowie Fryndlandzcy (z Mirosławca), Wedelscy (z Drawna) i Wedel Tuczyńscy z Tuczna. Za protoplastę Wedlów Tuczyńskich uważa się, zmarłego ok 1462 roku, Jana von Wedla, który pierwszy zaczął posługiwać się nazwiskiem „Tuczyński”. Jan cieszył się zaufaniem polskich władców, Jagiełło obdarzył go godnością miecznika poznańskiego, a jego syn, Władysław Jagiellończyk, powierzył Tuczyńskiemu starostwo zamków w Wałczu i Drahimiu. Całkowicie spolonizowany był już syn Jana, Maciej Wedel Tuczyński, który złożył królowi Zygmuntowi Staremu przysięgę, iż nigdy nie odda tucznowskiego zamku w obce ręce. Maciej za żonę pojął Polkę, córkę kasztelana rogozińskiego Jana Danaborskiego z Danaborza, Katarzynę Danaborską herbu Pałuka. Piątka ich dzieci nosiła już rdzennie polskie imiona, choć synowie (Stanisław, Jan i Krzysztof) spędziwszy młodość na protestanckich uniwersytetach w Niemczech, przyjęli luteranizm. O dwóch córkach Katarzyny i Macieja w zasadzie nie wiadomo nic, poza tym, że młodsza z nich nosiła imię Anna i wyszła za Andrzeja Jankowskiego.
Z trójki „młodych” Tuczyńskich, Tuczno objął Stanisław żonaty z Katarzyną, córką kasztelana lędzkiego, Macieja Opalińskiego herbu Łodzia. Stanisław, w latach 1542-1581, przebudował, będącą już mocno „de mode”, gotycką warownię na dużo wygodniejszą, renesansową rezydencję. Pozostając wiernym religii protestanckiej, przekształcił miejscowy kościół w zbór. Córki Katarzyny i Stanisława dobrze wydano za mąż. Małgorzatę, za Stanisława z Kalinowy Zarembę, Elżbietę, za Gerda von Manteuffel z Kołbacza i Popielewa. Synowie Katarzyny i Stanisława: Andrzej, Piotr i Krzysztof wychowywali się w Poznaniu, gdzie pozostawali pod znacznym wpływem Opalińskich, katolickiej rodziny matki. Zapewne z inicjatywy Opalińskich młodzi Tuczyńscy pobierali nauki w jednej z najbardziej prestiżowych szkół ówczesnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów, poznańskim kolegium jezuickim. Nic więc dziwnego, że mocno zaszczepione przez jezuitów ideały, w dojrzałym życiu zaowocowały, i po śmierci ojca (1587), wszyscy trzej Tuczyńscy powrócili na łono Kościoła Katolickiego. Andrzej wstąpił do zakonu i zmarł w klasztorze, Piotr zmarł młodo nie założywszy rodziny.
Obowiązek przedłużenia rodu spoczął na Krzysztofie (1565-1649), który trzeba przyznać w tej materii robił co mógł, żeniąc się czterokrotnie. Pierwszą żoną Krzysztofa została Marianna Zborowska herbu Jastrzębiec (bratanica niesławnego Samuela) córka Andrzeja, jedynego spośród 6 braci Zborowskich, który wyznawał katolicyzm. Niestety, biedaczka zmarła w rok po ślubie, wydając na świat córkę, która również nie przeżyła.
W siedem lat po śmierci Marianny, Krzysztof ożenił się powtórnie, na małżonkę wybierając Annę Firlejównę, córkę Elżbiety z Ligęzów i Mikołaja Firlejów herbu Lewart. Ta spełniła swój żoniny obowiązek rodząc syna Andrzeja i dodatkowo jeszcze córki: Mariannę, która później wydano za kasztelana bydgoskiego Jana Sokołowskiego z Warzymowa herbu Pomian i Małgorzatę, którą zaślubiono Maciejowi Wejherowi. O dwóch kolejnych żonach Krzysztofa nie wiadomo nic, poza tym, że najprawdopodobniej nie miały z małżonkiem łatwego życia…
Krzysztof bowiem był człowiekiem pełnym sprzeczności. Dobrze wykształcony, przykładał dużą wagę do rozwoju nauki, a pozostając pod wpływem jezuitów, sprowadził ich na ziemię wałecką. Był wraz z Gostomskim współzałożycielem i głównym sponsorem „Wałeckich Aten” kolegium jezuickiego w Wałczu i co roku łożył na jego utrzymanie ogromne sumy. Udzielał się w życiu publicznym pełniąc godność kasztelana poznańskiego i santockiego oraz uczestnicząc w kolejnych sejmach a jako senator. Także samo Tuczno zawdzięcza Krzysztofowi wiele. On to, na miejscu pierwotnego, drewnianego, wzniósł tam pierwszy murowany kościół. Świątynia została zbudowana w 1660 roku. W latach 1608 -1631 Krzysztof Tuczyński rozbudował też zamek, dobudowując doń dwa skrzydła (południowe i zachodnie) i trzecią okrągłą basztę.
Przy całym swym wykształceniu i sponsoringu był jednak człowiekiem gwałtownym i okrutnym, w gniewie nieokiełznanym. Napadał i łupił bezlitośnie sąsiednie majątki, a na sumieniu miał wiele niewinnych ofiar. Jezuicki wychowanek, fanatyczny katolik, chorobliwie obawiał się wszelakiej magii za którą uznawał również zielarstwo. Z powodu tej fobii Krzysztof w swych włościach urządzał (popierane przez jezuitów) „polowania na czarownice”. W ich wyniku, w Tucznie często rozpalano stosy, na których w płomieniach ginęły nieszczęsne kobiety.
Egzekucje „czarownic” nie były jedynym przestępstwem Krzysztofa Tuczyńskiego. Antagonistów, skazywał na ścięcie głowy, bez wyroków wtrącał do więzienia i bez pardonu wypędzał z miasta tych, którzy nie chcieli poddać się jego woli.
Kolejnym dziedzicem na Tucznie został syn Krzysztofa i Firlejówny, Andrzej II Tuczyński (1602-1641). Pełnił on funkcję pokojowca na dworze królowej Cecylii Renaty, małżonki Władysława IV. Za żonę pojął Mariannę Leszczyńską herbu Wieniawa, która urodziła mu synów Kazimierza, Jana i Stanisława Krzysztofa oraz córki Katarzynę , Annę i Zofię.
Dwie starsze wydano za mąż, Katarzyna poszła za Andrzeja Smoszewskiego herbu Topór, a owdowiawszy, poślubiła Wojciecha (?) Nałęcza Tolibowskiego. Anna została żoną Zygmunta Łaszcza herbu Prawdzic. Zofię oddano do benedyktyńskiego klasztoru. Z trzech synów, najstarszy Kazimierz zmarł w wieku 22 lat. Jan, pod komendą Stefana Czarneckiego brał udział w wojnie ze Szwedami, a po zakończeniu działań wojennych wybrał stan duchowny i został kanonikiem w Gnieźnie. Stanisław Krzysztof (trzeci już tego imienia w rodzie) w 1663 roku, ożenił się z Konstancją z Kolna Prusimską herbu Nałęcz, która obdarzyła go synem Stanisławem oraz córkami: Marianną i Anną.
Stanisław Krzysztof (1650-1694), piastował godności kasztelana gnieźnieńskiego i starosty powidzkiego. a także uczestniczył w koronacji Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Był rotmistrzem chorągwi pancernej, walczył w wojnie z Turkami i odznaczył się męstwem podczas bitwy chocimskiej 1673 roku. Prywatnie był dwukrotnie żonaty. Po śmierci wzmiankowanej wyżej Konstancji z Prusimskich, w 1682 roku ożenił się ponownie, za małżonkę biorąc Apolinarę Smogulecką herbu Grzymała. Z małżeństwa z Prusimską miał syna Andrzeja (dwaj inni zmarli w niemowlęctwie) oraz córki Mariannę (żonę kolejno: Jędrzeja Mycielskiego, Adama Radońskiego i Mikołaja Skoraszewskiego) i Annę, żonę Andrzeja Niemojewskiego. Stanisław Krzysztof zmarł w grudniu 1694 roku i został pochowany w rodowej krypcie kościoła w Tucznie.
Ostatnim dziedzicem Tuczna z rodziny Tuczyńskich de Wedel był syn Konstancji i Stanisława Krzysztofa, Andrzej Józef. Andrzej żonaty był z wdową po Adamie Mycielskim herbu Dołęga, Anną z Niegolewskich herbu Grzymała. Małżeństwo to pozostało bezpotomne.
W 1717 roku zmarł Andrzej Józef Tuczyński de Wedel a wdowa po nim, Anna z Niegolewskich, mieszkała w tucznowskiej rezydencji do śmierci w 1723 roku. Po niej majątek w Tucznie objęli, skoligaceni z Tuczyńskimi de Wedel, Mycielscy herbu Dołęga, a następnie powinowaci przez małżeństwo Anny Teresy de Wedel (siostry Andrzeja) Niemojewscy herbu Rola.
W XIX wieku, nie posiadający stałego, troskliwego gospodarza pałac, zaczął chylić się ku ruinie. Jego remont przedsięwzięto dopiero w początkach XX stulecia, przed przekazaniem go na potrzeby Caritasu, który gmach wykorzystał jako szpital. W 1945 roku, podczas walk o przełamanie wału pomorskiego, pałac mocno ucierpiał, a w dwa lata później pożar zmienił go w ruinę. Jego odbudowę rozpoczęto w 1957 roku, ukończono w dwadzieścia lat później i wtedy obiekt przekazano Stowarzyszeniu Architektów Polskich, które uczyniło zeń centrum konferencyjne z zapleczem hotelowo gastronomicznym. W gestii SARPu pałac i przyległy doń teren pozostają do dziś.
Zwiedzanie Tuczna zaczynamy od kościoła, Na teren kościelny (dawniej zajmowany przez cmentarz) prowadzi barokowa, trójdzielna brama. Kościół został wzniesiony w stylu późnogotyckim w 1522 roku, jednak później był wielokrotnie przebudowywany. Świątynia jest orientowaną, trzynawową halą o wielobocznie zamkniętym prezbiterium i (pochodzącej z 1670 roku) masywnej, kwadratowej wieży zwieńczonej barokowym, baniastym hełmem. Niestety, podczas naszej wizyty kościół był zamknięty, czego bardzo żałuję, bo świątynia ma bogate i ciekawe wyposażenie. Posiada, między innymi, ufundowane przez Tuczyńskich obrazy ze szkoły Hermana Hana. Na jednym z nich, umieszczonym w ołtarzu głównym, wyobrażono scenę Wniebowzięcia NMP które towarzyszą przedstawiciele szlachty, najprawdopodobniej Tuczyńscy. W kościele mają też się znajdować portrety trumienne Tuczyńskich, drewniana Pieta z XVI stulecia, barokowe ołtarze oraz ambona.
Bardzo mi przykro, że nie mogę tego zobaczyć, ale kościół otwierany jest tylko na msze odbywające się jedynie trzy razy w tygodniu… Nie mając innej możliwości, oglądam świątynię jedynie z zewnątrz, obchodząc ją dookoła. Zwracam uwagę na wczesnobarokowy portal prowadzący do zakrystii.
Z kościoła kierujemy się do zamku. Na jego teren prowadzi trójdzielna brama.
Najstarszą częścią zamku jest skrzydło wschodnie, które jednak zostało gruntownie przebudowane w XVI wieku. Zmieniono wówczas jego charakter z obronnego na rezydencjonalny. Skrzydło flankują dwie okrągłe baszty a zdobi (odtworzona w 2 połowie XX wieku) sgraffitowa dekoracja. Barokowe szczyty (prawdopodobnie w miejsce pierwotnej attyki) dodano w XVII wieku. Od strony dziedzińca do tej części zamku prowadzi renesansowy portal.
Centralną część zamku tworzy środkowe skrzydło południowe. Barokowe, nakryte mansardowym dachem powstało w latach 1608-1631. W XVIII wieku do fasady dobudowano ryzalit, w którym mieści się reprezentacyjne, arkadowe wejście główne. Jego obudowę tworzy portal składający się z dwóch półkolumn dźwigających architraw na którym opiera się przerwany, profilowany naczółek
Narożniki ryzalitu są boniowane, a składający się z łagodnych ślimacznic i półokrągłego naczółka, szczyt zawiera kartusz z rodowym herbem. Zamknięte łukiem wycinkowym okna posiadają profilowane opaski z klińcami.
Siedemnastowiecznej przebudowie zawdzięcza też swój kształt skrzydło zachodnie.W jego narożniku umieszczono okrągłą basztę, w XVIII wieku podwyższoną o jedną kondygnację.
Dawny, obronny charakter budynku najlepiej widać od strony szosy. Posadowiony na wzniesieniu i oflankowany basztami zamek robi imponujące wrażenie.
Zamek otoczony jest parkiem krajobrazowym, w którym oprócz starodrzewu znajdują się także resztki wysadzonych w powietrze w 1945 roku bunkrów.
Zamkowe wnętrza, adaptowane obecnie do potrzeb dzisiejszego użytkownika, częściowo zachowują swój pierwotny, historyczny charakter.
Dla wytrwałych czytelników na koniec jeszcze związana z tucznowskim zamkiem legenda…
W XIV wieku, jeden z von Wedlów ożenić się miał z piękną Wielkopolanką. Uroda żony nie była jednak w stanie na dłużej utrzymać go w Tucznie i pociągnął na dwór królewski do Krakowa. Zaniedbywana żona nawiązała romans z młodym zamkowym sokolnikiem. Ich schadzki odbywały się w basztowej komnacie, do której pani, aby mieć pretekst bywania, kazała wstawić kołowrotek i krosna. Kiedy pan zamku wreszcie powrócił z Krakowa urządzono na jego cześć wielkie polowanie, podczas którego strzała śmiertelnie ugodziła owego sokolnika. Na wieść o jego śmierci, pani von Wedel zamknęła się w owej wieży, która była świadkiem chwil jej szczęścia. Tam zmarła. Służba szeptała, że sama się otruła się, aby zakończyć życie, które po śmierci ukochanego wydawało jej się nie do zniesienia. Nieszczęsną pochowano w rodowej krypcie, basztę zamknięto, pan zamku ożenił się po raz wtóry, i wszyscy zapomnieliby o zdarzeniu, gdyby nie to, że w zamku zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Z zamkniętej wieży dochodził turkot kołowrotka, wieczorami w oknie widywano błysk światła, a byli i tacy, którzy na zamkowych korytarzach widywali kobieca postać owiniętą całunem oraz widmo giermka z sokołem na ramieniu…